Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
 Dokument bez tytułu
Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!


terraexim


cenyrolnicze

 zuromin


polnet




Piotr Kołodziejczyk
Gniezno

ASF i co dalej?

Problem pomoru fizycznie dotyczy jedynie wschodniej części kraju. To tam producenci trzody chlewnej borykają się ze wszelkimi ograniczeniami wynikającymi z pojawienia się tej choroby w naszym kraju. Reszta, póki co, przygląda się z daleka. Co jakiś czas, z różną częstotliwością i natężeniem docierają do nas informacje o kolejnych przypadkach ASF u dzików. Choć te są, po prawie 3 latach z chorobą, niespecjalnie emocjonujące. Przyzwyczailiśmy się – jak do wszystkiego. Ogniska ASF… tak, te z pewnością powodują większe ożywienie w branży w całym kraju. Pierwsze, trzecie, piąte… ale przy kilkunastym wiedza ta nam spowszedniała. Przecież zaraza wciąż jeszcze dotyczy jedynie wschodu Polski.

 Podejście takie jest zrozumiałe. Producenci trzody chlewnej są w zdecydowanej większości rolnikami. Żyją i pracują zgodnie z kalendarzem wegetacyjnym swoich upraw i to ich zajmuje. Skoro od najbliższych przypadków i ognisk dzieli ich kilkaset kilometrów, chyba na razie nie ma czego się na zapas obawiać. Przecież jest tyle innych, równie ważnych zajęć w gospodarstwie przez okrągły rok. Tylko czy tak jest naprawdę? Czy afrykański pomór świń to problem jedynie producentów gospodarujących na terenach, na których się on pojawił?

Całej Polski dotyczy zakaz eksportu do krajów trzecich – na rynki, na które tak bardzo liczyliśmy. Które pozwalały zakładom płacić więcej za krajowy żywiec. Niejeden w tym momencie powie – przecież Polska w kontekście produkcji wieprzowiny nie jest już samowystarczalna. Po co nam zatem eksport? Otóż potrzebny i to bardzo. Chociażby dlatego, że kraje trzecie sprowadzają z Europy za godziwe stawki elementy, które u nas są niskiej wartości, jak mówią przedstawiciele branży mięsnej, niechodliwe – takie jak uszy, słoniny, nogi, ryjki, m.in. dlatego za żywiec można wówczas zapłacić więcej jego producentom.

Kolejnym, bardzo niebezpiecznym czynnikiem może być reakcja konsumentów w razie przemieszczania się wirusa w głąb kraju. Wiemy przecież jak reaguje opinia publiczna na doniesienia medialne o chorobie u zwierząt przeznaczonych na ubój. Nieraz już przekonaliśmy się o tym, choćby w kontekście BSE u bydła, czy ptasiej grypy u drobiu. W każdym przypadku, niemal z dnia na dzień, spadało spożycie danego gatunku mięsa. I nie mają wówczas znaczenia tłumaczenia ekspertów, że mięso przeznaczone do spożycia na sklepowych półkach jest zdrowe i ze wszech miar bezpieczne dla konsumentów.

Bieżący numer

Sklepik internetowy